niedziela, 20 lipca 2014

Kleszcz - przebiegły anty-kumpel

Wybraliśmy się na piknik. Było wspaniale. Pogoda idealna. Przyjemny cień niedaleko drzew. Blanka wniebowzięta. Godzina 18:00 - wniebowzięci udaliśmy się do domu.
Dzień następny. Sobota. Mieliśmy w planach też być wniebowzięci. Nie wyszło. Tata Sokole Oko zauważył pod paszkami Blanki dwie czarne, wystające kropki. Ja myślałam, że to drobne drzazgi. Tata Sokole Oko jednak nie odpuścił: Widzę, że to ma "nogi", jedziemy do lekarza.
U lekarza czeski film.
- Lekarz: Eeee, to nie kleszcze. Nie ma takich małych kleszczy.
- Tata Sokole Oko: To kleszcze.
- Lekarz: Proszę poczekać.
Wraca za 5 min i prowadzi nas do gabinetu obok, w którym pani dermatolog ze specjalistycznym sprzętem (dziesięciokrotnie powiększającym) stwierdza jednoznacznie: To kleszcze.
Wniosek: Tata Sokole Oko nigdy się nie myli. Lekarz myli się często.

Gabinet zabiegowy. Akcja wyciągania kleszczy. Pięć osób "wyciągających" te przebrzydłe stworzenia, igła (bo nożyczkami się nie dało), straszny płacz Blanki. DONE. Przeżyliśmy.

Matka wie teraz, że wystarczyło:
- nie ubierać dziecka w body bez rękawków (jasne kolory wskazane, nakrycie głowy obowiązkowe).
- zastosować preparat odstraszający kleszcze (można też skropić ubranie dziecka olejkiem cytrusowym lub eukaliptusowym, bo ich woń odstrasza pajęczaki)
- OD RAZU po powrocie sprawdzić dokładnie ciało dziecka (najbardziej narażone są miejsca na ciele, gdzie skóra jest najcieńsza i najcieplejsza: okolice uszu, zgięcia rąk i nóg, brzuch, głowa).

NIE LEKCEWAŻ! Myślałam, że kleszcze nas nie dopadną. A jednak. Teraz mądra matka po szkodzie siedzi i modli się o brak konsekwencji.


1 komentarz:

  1. Nic jej nie będzie. W sumie to nie jest trudne, mogliście sami jej wyciągnąć, to mniej by się bała. Ale skoro byliście u lekarza, to już na pewno jest ok. Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń